wtorek, 22 czerwca 2010

Armagedon


Świat stoi na skraju zagłady. Znowu. Przyszłość całej cywilizacji wisi na włosku. Znowu. Tym razem chodzi o ogromną i ogromnie złośliwą kosmiczną asteroidę, która z pośród miliardów krążących w przestrzeni kosmicznej obiektów za cel wybrała sobie naszą małą, błękitną planetkę. Wszystkie narody świata błądzą bezradnie, niczym dzieci we mgle, niezdolne do niczego, poza skuleniem się w kąciku i pochlipywaniem z cicha. Lecz nie traćcie nadziei. Jest jeden naród, któremu niestraszne niebezpieczeństwa, i który dumnie prężąc pierś bohatersko stanie w obronie całego świata. Hurra, Amerykanie przybywają z odsieczą! wizualna strona filmu została dopracowana w najmniejszych szczegółach, dzięki czemu możemy cieszyć oczy wieloma niesamowitymi i dynamicznymi scenami. W tym samym czasie, gdy nasz biedny narząd wzroku dwoi się i troi, aby nadążyć na pomysłami reżyserami, nasze uszy bombardowane odpowiednią muzyką - schematyczną (wszyscy to kochamy), oklepaną i nieprzyzwoicie patetyczną. Michael Bay lubi takie tło dla swoich filmów, więc taki wybór musiał być dobry. Nie mógł się przecież pomylić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz