wtorek, 22 czerwca 2010

Egzorcysta



Rok 1971. Mało znany pisarz William Peter Blatty wydaje powieść "Egzorcysta", która szybko staje się bestsellerem, w dużej mierze ze względu na kontrowersyjną, jak na tamte czasy, tematyce. W efekcie już dwa lata później powieść doczekała się ekranizacji. Próby stworzenia najbardziej przerażającego horroru w historii kina podjął się reżyser już wówczas znany i ceniony - William Friedkin, dla którego rok 1971 był równie owocny i szczęśliwy jak dla twórcy książkowego "Egzorcysty".
"Francuski łącznik" - film, który przyniósł Friedkinowi sławę i uznanie został nagrodzony aż pięcioma Oscarami. Jednak jak pokaże przyszłość, to nie obsypany nagrodami kryminał będzie filmem-ikoną w dorobku reżysera, a właśnie opisywana przeze mnie historia. "Egzorcysta" to film legenda, jeden z najbardziej szokujących obrazów w historii. Dziś być może nie szokuje tak jak kilkanaście lat temu, lecz nadal ma ogromną moc oddziaływania na wyobraźnię i nerwy widza. Północny Irak. Stary, schorowany ksiądz Lankester Merrin prowadzi wykopaliska - na jednym z nich znajduje posążek przedstawiający podobiznę sumeryjskiego demona - Pazuzu. Jak się okaże, jest to zwiastun konfrontacji, która ma wkróce nastąpić. Tymczasem w Ameryce (Georgetown) gwiazda filmowa Chris McNeil wiedzie spokojne i dostatnie życie, wychowując samotnie 12-letnią córkę Regan. Życie toczy się normalnym trybem dopóty, dopóki Chris nie odkrywa stopniowych zmian w zachowaniu córki. Szmery na poddaszu, niewinne zabawy spirytystyczną tabliczką Ouija - nie budzą niepokoju matki. Za to trzęsące się meble w pokoju, chaotyczne zachowania jak wulgaryzmy i agresja, otępiałość na przemian z nadnaturalną nadpobudliwością i siłą budzą już jej niepokój. Postanawia więc zaprowadzić córkę do lekarza. Serie badań i chybionych diagnoz nie przynoszą oczekiwanego rezultatu, wręcz przeciwnie - z Regan jest coraz gorzej. Bezradni lekarze polecają Chris zwrócić się do egzorcysty, podejrzewają bowiem, że terapia szokowa to ostatnie możliwe wyjście. Chris zwraca się o pomoc do znanego wcześniej z widzenia młodego duchownego, absolwenta psychiatrii Uniwersytetu Harvarda - Ojca Damiena Karrasa, przechodzącego poważny kryzys wiary i oskarżającego się o śmierć matki. Karras zapoznawszy się z przypadkiem dziewczynki, postanawia prosić o zgodę Kościoła na odprawienie egzorcyzmu. Do pomocy młodemu kapłanowi zostaje przydzielony doświadczony egzorcysta, Lankester Merrin, dla którego będzie to kolejne spotkanie z Pazuzu...

(filmweb.pl)

The Bodyguard



Frank Farmer, były agent CIA, za namową przyjaciela zostaje ochroniarzem gwiazdy estrady i filmu Rachel Marron, która niepokojona jest anonimami z pogróżkami pod jej adresem. Sama gwiazda o niczym nie wie, więc cały pomysł jest dla niej niezrozumiały. Nie ma ochoty słuchać Franka, ani zmieniać stylu swojego życia do czasu, kiedy sama znajduje anonim podczas promocji nowego teledysku. Od tego czasu zmienia swoje nastawienie do Farmera i wchodzi z nim w sfery relacji znacznie wykraczających poza linię szefowa - pracownik. Tymczasem osoba czyhająca na życie wokalistki jest wciąż na wolności i nie rezygnuje z zamachów na jej życie. Wkrótce Rachel otrzymuje nominację do Oscara, sama zaś ceremonia jest idealnym miejscem, aby zrealizować groźby z listów. Frank jednak zrobi wszystko, aby do tego nie dopuścić.
Mniej więcej o tym jest cały film. Rachel to kobieta sukcesu: kapryśna, zapatrzona w siebie, dbająca tylko o swoje szczęście. Frank to zaś twardy gość, który wciąż nie może wybaczyć sobie, że nie był obecny podczas zamachu na prezydenta. Każda z tych osób wydaje się dużą indywidualnością, samowystarczalną, niedostępną. Jak się jednak przekonamy przed miłością nie da się uciec i może ona połączyć nawet dwa tak podobne charaktery. Cały ten zabieg jest w kinie tak powszedni, że chyba każdy może wyobrazić sobie jak ten związek wygląda, a ponieważ jest on głównym tematem filmu mamy obraz tego, jak wygląda cały film. Nie mniej ogłada się go z zainteresowaniem. Jest to, bowiem w miarę sprawnie zrealizowane kino sensacyjne, idealne na długi jesienny wieczór we dwoje. Jak wygląda scenariusz takich produkcji, każdy z nas wie, więc nie będę się o nim rozpisywał. Także o aktorach dużo pisać nie będę. Whitney Houston miała głównie pięknie wyglądać, wspaniale śpiewać i przyciągnąć do kin tłumy. Z tych założeń wywiązuje się znakomicie. Jak już wiele osób podkreślało aktorka z niej przeciętna, a i ja zdecydowanie wolę jej popisy wokalne. Miło się ją ogląda i słucha, a ponieważ jej kreacja niemalże idealnie pasuje do jej życia osobistego, także z gry aktorskiej jakoś się wywiązuje. Costner też w wielu, wielu filmach zagrał już lepiej, ale jest w miarę przekonywujący w swojej roli i po filmie pozostawia nas z raczej dobrym wrażeniem.

(filmweb.pl)

Vicky Christina i Barcelona


Woody Allen decyduje się na kolejny film o miłości. Jeden z najoryginalniejszych reżyserów w dziejach kinematografii serwuje nam kolejne danie pod tytułem "Vicky Cristina Barcelona". Tym razem opowiada historię dwóch kobiet, które wybierają się do tytułowej Barcelony. Vicky i Cristina to dwie przyjaciółki, które są niczym ogień i woda. Pierwsza z nich chce założyć rodzinę, jest zaręczona, a jej życie jest raczej uporządkowane. Cristina to typ osoby, która szuka wyzwań i jest otwarta na nowe doświadczenia. Te dwa tak różne światy napotykają na swej drodze intrygującego artystę (Javier Bardem). Tym sposobem Allen snuje pozornie nudną historię miłosnego trójkąta. Obydwie kobiety pożądają artysty. W zaplanowanym życiu Vicky (Rebecca Hall) pojawiają się wątpliwości. Natomiast Cristina wprowadza się do uroczego malarza i prowadzi sielankowe i pełne wolności życie u jego boku. Zdaje się, że znalazła to, czego szukała. Sytuacja nieco komplikuje się, gdy nagle powraca była żona artysty (urocza Penelope Cruz). Gra aktorów jest na dobrym poziomie, ale nie zniewala. Można byłoby spodziewać się czegoś więcej po Javierze Bardemie, który pokazał, na co go stać w "To nie jest kraj dla starych ludzi". Od kiedy w filmie pojawia się Maria Elena, Scarlett Johansson znika gdzieś w tle Penelope Cruz, która zaczaruje nie jednego widza swym akcentem.

Co nas kręci , co nas podnieca





Woody Allen znalazł w tym filmie godnego dla siebie następcę w osobie Larry'ego Davida. Boris Yellnikoff to wręcz archetypiczna postać allenowskiego kina: hipochondryk, neurotyk, obdarzony nieprzeciętną inteligencją aspołeczny typ, który w teorii powinien budzić antypatię, a przy bliższym przyjrzeniu się okazuje się sympatyczną, ekscentryczną "drama queen". Oczami Borisa poznajemy świat, w którym jest tylko jedna pewna rzecz – śmierć, cała reszta pozostaje w ciągłej fluktuacji. Głupcem jest ten, kto próbuje z tym faktem walczyć. O wiele lepiej jest po prostu płynąć z prądem. Pojawia się młoda dziewczyna, a wraz z nią uczucie? Podąż za nim. Pojawia się jeden facet, potem drugi – wejdź do trójkąta. Kończy się związek? Zaakceptuj to, następny partner jest już tuż obok. Oczywiście, jak to zwykle u Allena bywa, łatwiej jest coś powiedzieć, niż zrobić, co też staje się główną osią kolejnych przezabawnych sekwencji.
h"Co nas kręci, co nas podnieca" to fantastyczna zabawa rozpisana na kilka barwnych postaci okraszona całą masą ostrych, ironicznych i niezwykle trafnych dialogów. Boris w wykonaniu Davida jest oczywiście klasą samą dla siebie, ale warto zachwycić się też Patricią Clarkson i Evan Rachel Wood. Obie panie mają już na swoim koncie kilka interesujących ról, co nie zmienia faktu, że w tym filmie lśnią blaskiem niespotykanej jasności. Sam Allen zaś, który przez lata był uważany za mistrza ciętych ripost, tu przypomina nam o swej renomie. Kilka tekstów prawie na pewno przejdzie do kanonu i będzie równie chętnie przytaczanych, co cytaty z jego starszych produkcji.

Waleczne Serce


Obraz spotkał się z fantastycznym odbiorem, zarówno krytyki, jak i szerokiej widowni. W roku swojej premiery (1995 r.) dzieło otrzymało aż 5 Oskarów (w tym za Najlepszy Film Roku), a dziś jest uznawane za prawdziwy klasyk kina historyczno-przygodowego. Porównując z każdym innym filmem o tematyce historycznej, obraz Gibsona zawsze okazuje się lepszy. Produkcje ostatnich lat typu: "Aleksander", "Królestwo niebieskie" czy nawet świetny "Gladiator" Scotta nie mogą się równać z "Walecznym Sercem". Na czym polega więc fenomen opisywanego dzieła? Otóż film ten jest dopracowany w każdym niemal szczególe. Szczególny nacisk położono na obsadę. W "Braveheart" mamy więc fantastyczne kreację aktorskie. Mel Gibson osadził siebie samego w roli głównej. Twórcy widowiska na ekranie towarzyszą ponadto: gwiazda francuskiego kina, Sophie Marceau, Peter Hanly i James Cosmo. Myślę, że każdy z artystów wywiązał się ze swojej roli rewelacyjnie.
Warto zaznaczyć, iż jest to film historyczny, a więc fabuła obrazu opiera się na wydarzeniach autentycznych. "Braveheart" opowiada losy walk narodu szkockiego o wolność. Dzięki dziełu Gibsona dowiadujemy się, jak ciężką drogę musieli przejść Szkoci, aby uwolnić się spod panowania anglików. Jednakże w filmie można dostrzec bardzo istotny błąd historyczny. Otóż przydomek "waleczne serce" otrzymał Robert The Bruce, a nie William Wallace. Jest jeszcze kilka pominięć, jak np. Wallace miał w rzeczywistości dwóch braci, natomiast w obrazie jednego, William i księżniczka Izabella autentycznie nigdy się nie spotkali.

Grease


Jeden z najpopularniejszych musicali na ekranach kin. Danny, lider grupy T-Birds spędza romantyczne wakacje w towarzystwie Sandy, która mieszka w Australii. Przysięgają sobie miłość i rozstają, ona ma wyjechać. Zupełnie niespodziewanie zostaje w USA. Spotykają się ponownie w szkole - Rydell High. Jednak Sandy, dobrze ułożona panienka, nie pasuje do wizerunku Danny'ego w szkole. Sandy próbuje zostać jedną z Pink Ladies i znowu być dziewczyną Zuko. Przeplatane wspaniałymi piosenkami w wykonaniu m. in. Travolty i Newton-John. Film otrzymał 4 nominacje do Złotego Globu i jedną do Oscara, za piosenkę "Hopelessly Devoted to You", śpiewaną przez Olivię.

Armagedon


Świat stoi na skraju zagłady. Znowu. Przyszłość całej cywilizacji wisi na włosku. Znowu. Tym razem chodzi o ogromną i ogromnie złośliwą kosmiczną asteroidę, która z pośród miliardów krążących w przestrzeni kosmicznej obiektów za cel wybrała sobie naszą małą, błękitną planetkę. Wszystkie narody świata błądzą bezradnie, niczym dzieci we mgle, niezdolne do niczego, poza skuleniem się w kąciku i pochlipywaniem z cicha. Lecz nie traćcie nadziei. Jest jeden naród, któremu niestraszne niebezpieczeństwa, i który dumnie prężąc pierś bohatersko stanie w obronie całego świata. Hurra, Amerykanie przybywają z odsieczą! wizualna strona filmu została dopracowana w najmniejszych szczegółach, dzięki czemu możemy cieszyć oczy wieloma niesamowitymi i dynamicznymi scenami. W tym samym czasie, gdy nasz biedny narząd wzroku dwoi się i troi, aby nadążyć na pomysłami reżyserami, nasze uszy bombardowane odpowiednią muzyką - schematyczną (wszyscy to kochamy), oklepaną i nieprzyzwoicie patetyczną. Michael Bay lubi takie tło dla swoich filmów, więc taki wybór musiał być dobry. Nie mógł się przecież pomylić!

Dzień świra



Adaś jednak nie jest świrem, jest po prostu wrazliwym człowiekiem, którego denerwuje to, że życie składa się w większości z detali, że rzeczy wielkie to niewielki procent. Takim świrem jest czasem każdy z nas. Sam Koterski stwierdził, iż chęć nakręcenia tego filmu wynikła z jego osobistych doswiadczeń i cierpień związanych z normalną szarą codzienną rzeczywistością. Właśnie wobec tych najdrobniejszych, ale jakże egzystencjonalnych czynności człowiek staję się bezbronny, mimo iż wielkie zyciowe decyzje są dla niego pożądanym wyzwaniem. Już Mrożek napisał kiedyś, iż "najtrudniej jest przeżyć następne 5 minut". Koterski nam o tym przypomina.
Kondrat w roli tytułowej stworzył niezwykłą kreację, daleką od ostatnio granych postaci porucznika Halskiego czy ojca szukającego odwetu za gwałt córki. Jego Adaś jest prawdziwie zmęczonym życiem człowiekiem, którego nęka przyziemność, którego sens życia niszczony jest przez czynności, którym zmuszony jest poświęcać czas. Jego bohater, choć nieudacznik, dzięki znakomitej grze Kondrata jest na tyle silną osobowością, iż mimo dłużyzn scenariuszowych (a takie niestety się zdarzają) i nieuniknionej powtarzalności pewnych schematów, udaje mu się silnie przyciągnąć i rozśmieszyć widza. Pozostaje mi więc tylko polecić film miłosnikom aktorskiego kunsztu Kondrata, fanom niewybrednego poczucia humoru a także wszystkim tym, którym życie daje czasem po prostu w kość.

Shrek



Hmmm co tu dużo pisać :) Shreka chyba każdy zna i chyba nie ma osoby której pierwsza częsc by nie rozbawiła. Shrek” jest filmem dla dzieci i dla dorosłych. Obecnie jest jednym z najpopularniejszych filmów na świecie. Akcja filmu toczy się w
malowniczej krainie, którą zamieszkuje straszny ogr. Głównymi
bohaterami są: Shrek, Fiona oraz gadatliwy Osioł. Twórca tego filmu
stworzył również: „Toy story”, „Gdzie jest Nemo?” Itp. W polskiej
wersji językowej Shrekowi głosu użyczył Zbigniew Zamachowski, a
osiołkowi Jerzy Stuhr. Film ten powstał w 2001 roku, a niedawno
powstała dalsza część przygód „Shrek 2”. Dużym plusem w tym filmie była
scenografia, dokładnie dopasowana. Rysownicy z Dream Works
„wyczarowali” lasy i zamki, jakich jeszcze nie widziałem w żadnym
filmie. Muzyka bardzo dobrze uzupełnia obraz. „Shrek” jest naprawdę
dobrym filmem, a świadczy o tym zabawnie i pomysłowo napisany
scenariusz i wspaniały głos polskich aktorów. To historia o prawdziwej
miłości, z trudem rodzącej się przyjaźni. Postacie są sympatyczne i
bardzo ludzkie. Shrek (trochę) nieokrzesany, osioł strasznie gadatliwy,
a księżniczka lubiła się dąsać i bić. Nawet smok strzegący królewny ma
bogatą osobowość... „Shrek” łamie wszelkie możliwe schematy,
gwarantują, więc, że rozwoju akcji nie da się przewidzieć. Starci
widzowie mogą znakomicie bawić się przy oglądaniu, wyłapując liczne
sytuacje, przy których można się pośmiać. Myślę, że takich filmów
więcej nie ma.

Oszukana


to monumentalna opowieść o matce (Angelina Jolie) zaginionego dziecka, której przyszło samotnie zmagać się z wszelkim złem amerykańskiego świata. Policja znajduje synka, ale matka nijak nie odnajduje w nim zaginionego potomka. Próby buntu matki wobec pozornego sukcesu policji powodują, że trafia ona do zamkniętego zakładu dla psychicznie chorych. Będąc wzorowym obywatelem demokratycznego społeczeństwa, bohaterka staje się osamotnionym wyrzutkiem, pozbawionym jakichkolwiek praw i pomocy. Na szczęście, jak to w filmie bywa, w ostatniej chwili w sukurs oszukanej przychodzi pastor (John Malkovich), który na antenie lokalnej rozgłośni sprzeciwia się bezprawnym metodom pracy organów ścigania. Eastwood snuje swoją historię rzetelnie, powoli i po kolei, przez co film nabiera dokumentalno-serialowej maniery. Ta maniera w zderzeniu z przesadzonymi, holywoodzkimi środkami produkcji zabiera całą wiarygodność i emocje z potencjalnie bardzo mocnej, opartej o autentyczne wydarzenia historii. Mówiąc o przesadzonych środkach, obok wizualnie zbyt perfekcyjnego widowiska, mam na myśli choćby rolę Jolie, która zawłaszcza ekran swoją podrasowaną urodą, wykrzykując jedynie raz po raz mało przekonujące "Where is my son?!", zamiast oddać dramat samotnej matki. Niemoc w podjęciu decyzji, czy "Oszukana" ma być hollywoodzką epopeją czy filmem autorskim o sprawach delikatnych, sprawia, że ostatecznie film jest płaski i dłuży się w oczekiwaniu nigdy nienadchodzącej puenty.

Seksmisja


Akcja filmu rozpoczyna się w sierpniu 1991 roku. Telewizja transmituje eksperyment, w którym Maks i Albert, dobrowolnie poddają się hibernacji. Budzą się dopiero w roku 2044. Od opiekującej się nimi doktor Lamii dowiadują się, że w czasie ich snu wybuchła na Ziemi wojna nuklearna. Jednym z jej efektów było całkowite zniszczenie genów męskich, w związku z czym są obecnie prawdopodobnie jedynymi mężczyznami na planecie, a kobiety, dzięki partenogenezie od dawna rodzą same dziewczynki. Przed głównymi bohaterami bardzo trudne zadanie przywrócenia normalnego "porządku natury". Seksmisja" to zabawna (bo sa tez nie zabawne) komedia, która mimo swojego "wieku" nigdy się nie zestarzeje i zawsze będzie można się śmiać oglądając ją. Nie ma chyba takiej osoby, która chociaż raz nie widziała by tego filmu. Przeszedł on do kanonu świetnych poolskich komedii. Śiwetna obsada filmu: Jerzy Stuhr (jak zawsze niezawodny) a także Olgierd Łukaszewicz i ich jakże zabawne teksty, których nie da się zapomnieć, sprawiają, że nie da się o tym filmie zapomniec. Tak więc film dostaje odemnie 10 punktow

Zapach kobiety..


Oceniając film, warto zwrócić uwagę na niebanalny scenariusz, w którym melodramatyczny ton jest ograniczony i nie wysuwa się odpychająco na pierwszy plan, co w filmach o pokrewnej tematyce jest dość nagminne. Różne przeplatające się wątki są ciekawe, jedne realne i trochę smutne, drugie nieco naiwne, ale emanujące pozytywną energią, jednakże pierwsze skrzypce gra motyw przewodni, czyli temat niewiast. Odbieram to jako przyzwoite i według mnie nie działa ani na plus, ani nie odbiera wartości dzieła Bresta. Ogromnym pozytywem jest natomiast gra aktorska, a zwłaszcza Ala Pacino, którego kreacja to majstersztyk. Poziom trzyma także Chris O’ Donnell jako nieśmiały, acz charakterny młodzieniec i cała reszta obsady. Możemy także zaobserwować, jak radzi sobie, zdobywając jedne z pierwszych aktorskich szlifów niedawny zdobywca Oscara, Philip Seymour Hoffman w drugoplanowej, aczkolwiek dość istotnej roli. Inne mniej ważne (przynajmniej dla mnie) elementy filmowej sztuki, które żeby specjalnie się nie rozwlekać pominąłem, są na dobrym poziomie, nie podrzędnym czy wybitnym, ale po prostu dobrym. Film pełen smaczków, za które cenię go najbardziej, od których zacząłem i na których skończę.

Dirty Dancing


"Dirty Dancing" to wzruszająca historia miłości młodej dziewczyny - Baby i przystojnego instruktora tańca. Losy zakochanych oraz ich przyjaciół tworzą doskonałe tło do przedstawionych w filmie prawd dotyczących życia, wielkich idei moralnych oraz walki o swoje przekonania.Główne źródło wszelkich refleksji stanowi Baby, która uczy swojego ukochanego, że warto jest walczyć o szczęście w każdej sytuacji, nawet jeżeli wygrana wydaje się niemożliwa. Uświadamia także swojemu ojcu, że nie potrafi on wprowadzić w życie ideałów, które głosi i których broni przed innymi ... niestety jednak, tylko w słowach. Ścieżka dźwiękowa jest doskonale dopasowana do rozwoju akcji filmu, co cudownie oddaje uczucia bohaterów. Najlepszym przykładem tej idealnej harmonii akcji i muzyki jest piosenka - "Hungry eyes" - brzmiąca w tle widoku coraz bardziej zakochującej się w sobie pary, której oczy są istotnie coraz bardziej "głodne" swojego widoku. Film jest na pewno godny polecenia. Jest wspaniałym melodramatem z tzw. "happy endem", na którym z powodzeniem można sobie popłakać, niesie wartości moralne, oraz wiele prawd dotyczących naszego życia, co z pewnością skłania do refleksji nad własnym postępowaniem, przywraca wiarę w to, że można zwyciężyć, jeżeli tylko ma się siły podjąć walkę i jeżeli bardzo się czegoś chce.

Lepiej późno niż później :)


Redagując informacje o Złotych Globach i Oscarach, zastanawiałam się cóż to za film, którym amerykańscy krytycy tak się zachwycają, okrzykując go najlepszą komedią romantyczną roku a może i nawet dziesięciolecia. Jako fanka talentu Diane Keaton i Jacka Nicholsona z niecierpliwością oczekiwałam więc polskiej premiery "Lepiej późno niż później". Mając jednak na uwadze to, że zbyt często gusta Amerykanów rozmijają się z naszymi, nie byłam pozbawiona obaw. I, jak się okazało, były one uzasadnione. Fabuła filmu nie jest niczym nowym. Scenariusz nie wychyla się ponad przeciętność gatunku. Jedynym, co różni go od zwykłych komedii romantycznych jest fakt, że bohaterowie nie mają 20 lat i nie jest to opowieść o blondynce o wyglądzie modelki i przystojnym bogatym księciu, który próbuje skraść jej serce. Niestety, zmiana wieku postaci nie oznacza, że opowieść staje się świeża i fascynująca.
Przyznam, iż przykro mi było patrzeć na tak cudownych aktorów marnujących się w tej farsie. Nicholson wyglądał tak, jakby zupełnie nie angażował się w historię i nadrabiał tylko miną, sprawiając, iż nagły przypływ uczuć jego bohatera do Eriki był zupełnie niewiarygodny. Trudno go jednak winić obojętność w stosunku do tekstu, w którym główne komediowe sytuacje wynikały z gagów a nie dowcipnych dialogów i którym najśmieszniejszą sceną z jego udziałem była ta, w której biegał z gołymi pośladkami. Nie lepiej jest z Diane Keaton, choć trzeba przyznać, że to ona okazała się główną gwiazda tego filmu i dowiodła, że potrafi sobie znakomicie poradzić nawet z rolą, która wyczerpuje najwyżej 10% jej warsztatu i talentu. Serce się jednak kraje podczas jej występu w przydługiej i irytującej sekwencji, w której jej bohaterka rozpacza po zawodzie miłosnym. Można się wtedy także rozpłakać ale nie ze współczucia dla Eriki a z rozpaczy, że Keaton musiała w czymś takim wziąć udział.

Za wszelką cenę



Film wyraźnie dzieli sie na dwie części. Od pewnego momentu cała historia przybiera niespodziewany obrót i staje się coraz bardziej dramatyczna, choć tak naprawdę obraz Eastwooda wymyka się tego rodzaju klasyfikacjom.
Już dawno nie zdarzyło mi się oglądać filmu tak nieprzewidywalnego, który jednocześnie w tak poruszający sposób przedstawia tragizm ludzkiego losu. Eastwoodowi udało się wykrzesać zadziwiająco wiele z bardzo prostej historii o ludziach, którzy niosą bagaż bolesnych doświadczeń, ale zahartowani potrafią walczyć o swoje, na ringu i w życiu. W „Za wszelką cenę" nie ma efektów specjalnych, ani szczególnie oryginalnego sposobu filmowania. Uwaga widza koncentruje się na aktorach, zwłaszcza na Hilary Swank, która jest rewelacyjna jako Maggi, to niewątpliwie rola na miarę jej talentu.
Wbrew temu, co można by pomyśleć nie jest to film wyłącznie o boksie, a ci, którzy spodziewają się kolejnego scenariusza z cyklu „Rocky" na pewno się zawiodą. Eastwood skupia się zdecydowanie bardziej na emocjach niż na sportowej rywalizacji, nie mniej jednak scen kręconych na ringu widać na ekranie sporo, a walki kobiet są naprawdę krwawe i emocjonujące.

Król lew



Hakuna matata! - chyba nie ma osoby która nie znałaby tego zwrotu :) Król lew to film mojego dzieciństwa, nie wyobrażam sobie nie obejrzeć go kiedy byłam mała, teraz już nie ma takich animacji, w kinie sa bajki o robotach, przemocy itd. a chyba nic nie wzrusza tak jak scena smierci Mufasy. Król lew to piękna bajka nie tylko dla dzieci! Muzykę do Króla Lwa skomponowali Elton John i Hans Zimmer, słowa napisał Tim Rice. Muzyka oraz utwór Can you feel the love tonight zostały uhonorowane dwoma Oscarami za rok 1994 w kategoriach: najlepsza oryginalna muzyka filmowa i najlepsza oryginalna piosenka filmowa. Mylslę, że króle lwa po porstu trzeba objerzeć!

Lektor


Centralną osią dramaturgiczną filmu jest zderzenie czystości młodzieńczego uczucia Michaela z przerażającą prawdą dokonanego przez bohatera odkrycia. Daldry z całą siłą wygrywa dramat wojennej traumy tak jednoznacznie dzielącej pokolenia na dwa przeciwstawne obozy, dla których płaszczyzna porozumienia zdaje się nie istnieć. Lektor precyzyjnie diagnozuje jak bardzo wyraźnie to doświadczenie wpływa na generacje tych, którzy podczas wojny byli dziećmi oraz tych od których ten czas wymagał dokonywania świadomych wyborów. Nieprzypadkowym zamierzeniem twórców było zrównanie perspektywy widza z perspektywą Michaela. Zaburzenie chronologii filmu dodatkowo sprzyja tej strategii odbiorczej, sprawia, że razem z Michaelem poznajemy Hannę już po wojnie. Bohaterka jawi nam się wówczas przede wszystkim jako kobieta, która niecierpliwie łaknie czułości i zainteresowania. I pomimo, że istnieją pewne sygnały, które mogą zdradzać wojenną przeszłość kobiety, tak w momencie, gdy Michael słyszy na sali sądowej Hannę, dramat bohaterów uderza widza w całej swej rozciągłości.

Babel



Czy nasz świat jest wieżą Babel, w której żyjemy na różnych piętrach cywilizacyjnych? Komunikacja między tymi piętrami w wieku XXI istnieje, owszem, ale jest tylko mechaniczna, na poziomie chwilowego porozumienia, bo wzajemne zrozumienie pozostaje niemożliwe. Tak w każdym razie wynika z filmu zatytułowanego symbolicznie "Babel". Meksykański reżyser Alejandro Gonzáles Inárritu przyznaje, że to trzecia część trylogii, którą zamyślił z Guillermo Arriagą, nadzwyczaj płodnym pisarzem i scenarzystą, i którą obaj konsekwentnie w różnych warunkach realizują. Składają się na nią filmy "Amores perros" (2000) i zrealizowana w trzy lata później duża amerykańska produkcja "21 gramów". Choć formuła tych filmów jest podobna - splatające się wątki niezależnych fabuł - "Babel" ma największy rozmach, ponieważ cztery historie rozgrywa na różnych kontynentach. Inicjuje je przypadkowy strzał z karabinu marokańskiego chłopca. W gruncie rzeczy to tylko pretekst, nie temat, widz musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie, o co chodzi w tej powikłanej kunsztownie narracji. Odpowiedź bynajmniej nie jest jednoznaczna. Czy o generalną sytuację świata - polityczną i kulturową - która porozumienie utrudnia? A kiedy porozumienie może stać się zrozumieniem? A może chodzi o coś zupełnie innego, o nieubłagane fatum ciążące nad człowiekiem? Jest to bogaty, z pozoru nieskładny film, rozwijający się w różnych kierunkach. Jednak jego ukrytej logiki nie można podważyć. Ciąg powiązanych i wynikających wzajemnie jedna z drugiej sytuacji rozpoczyna niewiele znaczący przypadek: oto japoński myśliwy po sezonie łowieckim daje w prezencie strzelbę marokańskiemu przewodnikowi. Po czym przewodnik sprzedaje broń pasterzowi, który z kolei daje ją synom pilnującym stada kóz w górach, żeby strzelali do szakali. Chłopcy, jak to chłopcy, strzelają, gdzie się da, także do przejeżdżającego w oddali autobusu. Kula ciężko rani amerykańską turystkę. A to staje się początkiem perypetii już na międzynarodową skalę.

Pamiętnik


to wzruszająca opowieść o poszukiwaniu miłości, o tym, że ludźmi zakochanymi w sobie od pierwszego wejrzenia rządzi siła, zdolna pokonać największe trudności. Być może uznacie, że fabuła jest banalna, bo ona - Allie Nelson - pochodzi z bogatego domu, a on - Noah Calhoun - jest biednym farmerem, marzącym o odrestaurowaniu starej i zniszczonej rezydencji i zamieszkaniu w niej ze swoją ukochaną. I faktycznie, gdyby opowieść była tylko historią ich miłosnych perypetii, zazdrości i namiętności - to byłoby to kolejne romansidło, jakich pełno - nudne i przewidywalne. Ale ta opowieść ma niezwykłe drugie dno - oto na drugiej płaszczyźnie, której akcja dzieje się równolegle, oglądamy dwoje ludzi. Są to staruszkowie, przebywający w domu opieki, którzy poprzez wspólne czytanie pamiętnika, opowiadającego o losach naszych młodych bohaterów, zaprzyjaźniają się i nie wiedzieć czemu stają się dla siebie ważni. Tytułowy pamiętnik i dla jednych, i dla drugich odegra kluczową rolę. Jeżeli chcecie wiedzieć jaką, serdecznie ten film polecam!

Pokuta



Miłość i wojna to dwa nieśmiertelne elementy, które razem czy osobno, pojawiały się w historii kina niezliczoną ilość razy, a i tak zawsze gwarantowały zainteresowanie widzów. W tym filmie jest i jedno, i drugie. Po dodaniu do tego dramatu rozdzielonych przez los pięknych i młodych kochanków oraz moralnych zmagań z winą, karą i próbą zadośćuczynienia otrzymujemy gotowy przepis na sukces.
„Pokuta“ wyraźnie rozpada się na dwie, stylistycznie odrębne, części. Pierwsza – rozgrywająca się w majątku – to realistyczny dramat namiętności. Część wojenna ze zdjęciami w tonacji sepi i przeładowana symboliką robi się coraz mniej realna. Wątpliwości może budzić nawet scena ukazująca dramat angielskich żołnierzy czekających na ewakuację z plaż Dunkierki. Od strony technicznej jest perfekcyjna – nakręcona bez cięć, jako jedno, trwające pięć minut, ujęcie. Ale jednocześnie jest w niej coś sztucznego, teatralnego. To rozbicie nie jest jednak błędem! Ma związek z drugim dnem filmu. Bo „Pokuta“ nie jest tylko melodramatyczną opowieścią o tragicznej miłości. Podobnie jak powieść McEwana, film zmierza się z tematem relatywizmu postrzegania oraz niebezpiecznymi związkami literatury i życia. Na ile może pozwolić sobie pisarz, opisując prawdziwych ludzi? Gdzie kończy się wolność artysty a zaczyna niedozwolona manipulacja?

Pachnidło





Geniusz i obsesja nabierają w obrazie Tykwera charakteru wszechogarniającego żywiołu. Jest to siła, której nic nie jest w stanie powstrzymać i której obojętne są wszelkie normy moralne. Grenouille jest niczym trąba powietrza. Istnieje, ślepo poruszany siłami, których nie rozumie i których nie kontroluje. Ganić go za zniszczenia, jakich dokonuje, to jak ganić tornado za zawalenie się domu. Geniusz jest ponad to. Z destrukcji, którą niesie, niczym feniks z popiołów rodzi się prawdziwy cud. Jednak, jak wszystko inne, tak i to pozostaje poza zasięgiem zrozumienia Grenouille'a. Tak jak zło, tak i dobro ocenić mogą jedynie osoby będące z boku, które nie zostały przeklęte niezwykłym "darem". Kiedy ogląda się życie bohatera, pojawia się w widzu nagląca wątpliwość: Czy warto być osobą wyjątkową, jeśli cena jest aż tak wysoka? Świat wiele zawdzięcza geniuszom, lecz oni na zawsze pozostają outsiderami żyjącymi poza nawiasem społecznych norm i instytucji.