środa, 23 czerwca 2010

Helikopter w ogniu


Zapewne wiele osób wybierze się na film Scotta ze względu na doskonałą obsadę. McGregor, Isaacs, Hartnett, czy Sizemore, rzadko kiedy mamy okazje oglądać tylu dobrych i popularnych aktorów w jednym filmie. Uczciwie trzeba przyznać, że "Helikopter w ogniu" na pewno nie zostanie uznany za jeden z najlepszych obrazów w ich karierze. Oni po prostu nie mają tu co grać. Postaci, w które się wcielają nie są zbyt skomplikowane i nie wymagają od aktorów specjalnego wysiłku.
Swego czasu Paul Vehoeven nakręcił film zatytułowany "Żołnierze kosmosu". Moim zdaniem całkiem niezły obraz sci-fi, którego tematem była walka ludzi z owadopodobnymi kosmitami. Gro akcji stanowiły bitwy toczone pomiędzy stronami konfliktu i to właśnie one oraz sposób ich realizacji był największym atutem filmu. Dlatego też Verhoeven obsadził w głównych rolach mało wówczas jeszcze znanych aktorów bowiem obawiał się, iż pojawienie się na ekranie 'gwiazdy' spowoduje, że widzowie mniej będą zwracać uwagi na sceny batalistyczne, a co gorsza przestaną postrzegać bohaterów filmu jako równych sobie żołnierzy, braci broni i zaczną niejako 'trzymać stronę' postaci odtwarzanej przez 'gwiazdę'. Moim zdaniem Scott mógł zrobić dokładnie to samo w przypadku "Helikoptera w ogniu". Obraz ten swoją siłę czerpie bowiem nie z wielkich kreacji aktorskich, ale z doskonałego sposobu realizacji. "Helikopter w ogniu" to film, który warto zobaczyć choć jestem przekonany, że nie spodoba się on wszystkim. Ci, których nudzą produkcje wojenne, sceny batalistyczne pokazywane przez 2 godziny bez przerwy oraz osoby wrażliwe powinny projekcję sobie darować. Pozostali niech śmiało idą do kina.

(filmweb.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz