czwartek, 24 czerwca 2010

Między niebem a piekłem


Nie tak dawno mieliśmy okazję uświadomić sobie dzięki Fabryce Snów, że miłość znaczy tyle, co nigdy nie musieć powiedzieć "przepraszam". "Między piekłem a niebem" to jeden z najbardziej złożonych metafizycznych obrazów, jakie Hollywood wypuściło w całej swojej historii. Mamy okazję wysłuchać całych serii irytujących wykładów na temat ludzkiej pogoni za szczęściem i miłością, które to nawet śmierć potrafią zwyciężyć. Mamy okazję przyjrzeć się całej palecie możliwości powiedzenia "Nie poddam się!", który to motyw przewija się w filmie jak mantra, oraz usłyszeć, jak to czasem porażka staje się zwycięstwem i na odwrót.
"Między piekłem a niebem" to ekranizacja powieści Richarda Mathesona, którą pokierował Nowozelandczyk, Vincent Ward, znany nam z jednej strony jako twórca obrazów niezwykle komercyjnych, a z drugiej jako niepoprawny marzyciel. Film opowiada nam historię jednej z najszczęśliwszych par świata, której po zejściu z tego świata przychodzi spotkać się ponownie w zaświatach już jako bardziej złożone osobowości - "dusze" w boskim znaczeniu tego słowa. Ta alegoria opływa wprost w niebiańskie efekty specjalne i sentymentalne spotkania bohaterów i kończy się, żeby daleko nie odbiegać klimatem – jak "Titanic".

(filmweb.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz